|
Zamek w Bracciano z widokiem na jezioro |
|
Cieszę się, że to już luty 2016 roku. Muszę stwierdzić, że
rok 2015 był najgorszym okresem z ostatnich pięciu lat mojego
życia. Owszem, było kilka ciekawych wydarzeń, sytuacji, niespodzianek i dobrych
decyzji, ale jednak… Natomiast 2016 zaczęłam genialnie – z szampanem w jacuzzi
;) – i czuję, że będzie to bardzo dobry czas, czego i Wam życzę. ;)
Najlepsza książka:
„Uprawa roślin południowych metodą Miczurina”
Weroniki Murek – nieograniczona fantazja w tworzeniu świata literackiego i
piękny język, łączący prostotę z barwnymi metaforami. Ta debiutancka książka dwudziestokilkulatki
ze Śląska to nowa jakość polskiej literatury.
Najlepszy film: „50
twarzy Greya”. Żartuję, luz… ;) ;) Tak naprawdę, to nie mogę wybrać jednego.
Bardzo dobre „Birdman” czy „Body/Ciało”, „Dzikie historie” i „Whiplash”, ale
jakoś w głowie dłużej siedział mi np. „Foxcatcher” (mimo dłużyzn – przejmujący film
o potrzebie zrozumienia, wsparcia i nie-docenieniu).
Wydarzenie filmowe:
premiera „Carte Blanche” i w sumie kilka wywiadów z moim ulubionym aktorem (po
Clooneyu), czyli Andrzejem Chyrą. Lublin w filmie wypadł bardzo atrakcyjnie, a
sama „lubelska produkcja” zdobyła sporo nagród, w tym na międzynarodowych festiwalach.
Brawo!
Najlepszy serial:
„Homeland” (ponownie) – ostatnia seria idealnie wstrzeliła się w głośny problem
przyjmowania uchodźców i walkę z ISIS. Żałuję, że Rupert Friend (czyli filmowy Peter
Quinn) najprawdopodobniej nie pojawi się w kolejnej serii. Wciąż dobre „House
of cards” i „Żona idealna”.
Najlepszy serial komediowy:
nic nowego. Wybieram więc ponadczasowych „Przyjaciół”. PS Włączcie sobie na
youtube „Przyjaciele + seven” ;)
Najlepszy spektakl:
„Mistrz i Małgorzata” w Teatrze Osterwy z tanecznym udziałem Agnieszki Krawiec
w roli towarzyszki Tomasz Bielawca. Przypadek? Nie sądzę! ;)
I jeszcze „Mamma Mia” w Teatrze Roma (zwłaszcza obecność w kulisach, podczas
gdy pięć centymetrów od mojej twarzy pewien muskularny tancerz postanowił
zrobić szpagat w powietrzu… ech…)
Największy pochłaniacz
czasu (oprócz Facebooke’a): aplikacja, którą rzutem na taśmę (bo w Święta
2015) podsunęła mi Marcela. I przepadłam. QUIZWANIE. Frajda z wyciągania z
zakamarków pamięci dat, nazw, tytułów, z logicznego łączenia faktów lub
eliminowania złych odpowiedzi. Ale i wściekłość, gdy w swoich ulubionych
kategoriach tracę punkty, bo pytania – delikatnie mówiąc – szczegółowe… PS Wciąż jestem w Quizwaniu: agakrawiec, wezwij mnie na pojedynek! ;)
Najlepsza muzyka:
1) Kocham Smolika, dlatego jego najnowszą płytę, na której śpiewa Kev Fox,
kupiłam bez wahania. I nie zawiodłam się. 2) W zupełnie innym klimacie jest płyta,
która wygrywa mój ranking na najlepszego (biernego) towarzysza w zasypianiu,
czyli „Polka” Quintetu Wojtka Mazolewskiego.
Najlepsze koncerty: Wojtka
Mazolewskiego na zamku w Kazimierzu Dolnym (a na niebie zawisł obłędny księżyc)
oraz Metronomy i Muse na Orange Warsaw Festival (piękny dzień, doborowe
towarzystwo i świetna muza).
|
Forum Romanum |
|
Wyjazdy:
Florencja w maju, czyli zachód słońca nad miastem, festiwal wina w Greve,
leżakowanie (moje, nie wina) w winnicy w regionie Chianti, kawa, spritz i
truskawki w Wenecji; Rzym i jego nocne zwiedzanie (także podziemne) oraz spacer
w moim ukochanym Forum Romanum, Bracciano pod Rzymem i wizyta w dwunastowiecznym
zamku (aż dziwię się, że nie kręcą tam „Gry o tron”); Bruksela (małże w winie,
plakaty Rene Magritte’a, zwiedzanie Parlamentu Europejskiego, co oznacza
wspomnienia, i nagroda dla FOL). W ogóle uważam, że zwiedzanie świata, historia
zaobserwowana na żywo dzięki zabytkom i muzeom, starym murom i kilkusetletnim
wieżom, poznawanie obcokrajowców i tubylców oraz jedzenie regionalnych
przysmaków i czytanie „miejscowego” Vogue’a to jeden z najpiękniejszych
sposobów na zrozumienie świata.
Weekendy: w
pałacyku w Cieleśnicy – przepyszne jedzenie (w tym pomidory i cukinia z
przypałacowego ogródka), leżakowanie w pobliżu oranżerii, wino na tarasie w świetle
zachodzącego słońca, świetne towarzystwo i… obłędnie pachnący ziołowy balsam do
ciała (przyznaję, jeden ukradkiem zabrałam ze sobą do domu). I jeszcze weekend
pierwszolistopadowy w Lipie, wraz z rodzinnymi śpiewami, maminym jedzeniem i
spacerem polnymi ścieżkami. Bieszczady razy dwa: niezwykły czas (w górach, w knajpie i przed kominkiem).
Smakołyki: owoce
morza z makaronem w wydaniu Rafała, makaron w sosie borowikowym w wersji Ewy,
mięcho w sosie piwnym i Kriek w Brukseli (wydanie restauracyjne), stek usmażony
przez Jacka, domowy rosół. Z fast foodów qurrito z KFC daje radę. I kanapka BLT
w „Spinaczu”. Aaa, i jeszcze przepyszna zupa dyniowa w „Palecie smaków”.
Wywiady: sporo
ich było, zwłaszcza w działce społecznej i kulturalnej,
w tym krótka, ale miła rozmowa z Jerzym Stuhrem (który dobrze wspominał Teatr
Stary w Lublinie) czy z idolem dziewcząt Maciejem Zakościelnym (kurde, mogłam
się w tamtą sobotę ładniej ubrać…). I najtrudniejsze rozmowy: z Robertem
Więckiewiczem (straszył mnie, że pozwoli tylko na trzy pytania) i z Jerzym
Skolimowskim (który zwrócił mi uwagę, że… pomyliłam imię innego reżysera –
niezła wpadka, nie? Przeżywałam to przejęzyczenie jeszcze przez tydzień. Nie
było sensu tłumaczyć się upałem czy zmęczeniem ;) Dla równowagi jeszcze inny
reżyser (sporo tych spotkań było, zwłaszcza na Festiwalu Dwa Brzegi) pochwalił
mnie za dobrą pamięć, pewien dyrektor powiedział „O to mnie jeszcze nikt nie
zapytał!”, a kilku rozmówców nawet chciało się ze mną umówić (nie tylko na
wywiad ;)
Nagrody: może nie
przystoi tak się tym chwalić, ale naprawdę szalenie mi miło, że wiosną dostałam
wyróżnienie od prezydenta Lublina za działalność na rzecz osób z niepełnosprawnością,
a zimą statuetkę „Kobieta Lubelszczyzny” w kategorii działalność społeczna od
Stowarzyszenia Kongres Kobiet Lubelszczyzny – Klub XXI Wieku. To bardzo dowartościowujące,
że ktoś zauważa moją pracę, także tę pozaprogramową, dodatkową, z wyboru. Choć
nagrody przypominają mi, że się starzeję… Ech. ;)
Najlepszy komplement:
-O, ta dupeczka ma niezły płaszcz - usłyszałam przechodząc koło siedzących
na ławce pod UMCS-em dziewcząt.
Zguby: bransoletki.
Jedną, srebrną, zgubiłam podczas skakania na koncercie w Warszawie, inną,
skórzaną, gdzieś w Rzymie. W zeszłym roku straciłam fioletową… Jeśli więc
gdzieś znajdziecie ładną bransoletkę, dajcie znak, może to moja? ;)
Zwrócenie uwagi:
W pracy, w naszym pokoju pijemy kawę. Rozmawiamy i co chwila parskamy śmiechem.
Nagle telefon od kolegi z góry (znaczy: redakcja aktualności).
-Pani Krawiec, pani się tak nie śmieje, bo na cmentarzu obok
jest jakiś pogrzeb; dzwonili i proszą o chwilę ciszy...
Zawodowe poświęcenie:
9 kwietnia wykonałam skok przez płot. ;) Jak to było? Żeby dostać się na
konferencję w hali Targów Lublin, musiałam...przejść przez dwumetrowy płot z
zamkniętą furtką. W tym celu zaczepiłam przechodzącego pana i grzecznie poprosiłam
go, żeby mnie asekurował podczas wdrapywania się na ów metalowy płot. Pan ze
zdziwieniem przyjął propozycję. Tylko wstyd mi było, że pierwsza próba okazała
się nieudana - ciążyła mi torba i musiałam zawrócić w połowie drogi. Jednakże
ów wstyd (i miesiące fitnessu) sprawił, że za drugim razem udało płot udało mi się
dziarsko pokonać. Współczuję tylko przejeżdżających aleją Piłsudskiego oryginalnego
widoku. I błogosławię trampki oraz życzliwego lublinianina.
Pozaantenowe rozmowy
radiowe:
Audycja. Odbieram
telefon:
-Dzień dobry, pani redaktor.
-Dzień dobry, panie Tadeuszu.
-Jezu, rozpoznała mnie pani po głosie...
Zwycięstwa: w RMF
Classic wygrałam płytę Ennio Morricone, a na Facebooku zdobyłam dwa bilety na
koncert Smolika. ;) Chyba zacznę grać w Totka. PS Ostatnio kolega z pracy,
który słynie z niewyparzonego języka, parę razy bezceremonialnie opieprzał mnie
za (moim zdaniem) błahostki, a znajomi twierdzą, że lepiej schodzić mu z drogi,
tym razem… przyznał mi rację w pewnej sprawie (w zbiorowym mailu do współpracowników).
To dopiero zwycięstwo! ;)
Odkrycie: Przemek
Kossakowski. Ma swoje programy na jakimś dziwnym kanale telewizyjnym. Jest najbardziej
naturalnym i „autorskim” autorem, jakiego przyszło mi oglądać na szklanym
ekranie. Podziwiam i oglądam z przyjemnością. To znaczy, że telewizja
rozrywkowa (rozrywkowo-edukacyjna) nie musi być nudna i sztampowa.
Zamiana: W 15
minut wieniec cmentarny przemieniłam w świąteczny, barwny wieniec
bożonarodzeniowy w stylu amerykańskim.
Wnioski: 1) żal jest dobry, czasem nawet warto popłakać i poprzeklinać,
ale nic na siłę!
2) dobrze powspominać i pośpiewać piosenki pielgrzymkowe (w aucie i przy pomocy
telefonu);
3) czasem trzeba się zmusić, założyć szpilki i wyjść z domu;
4) asertywność – wciąż się uczę, ale jest lepiej;
5) jak powtarzał pewien znajomy: "nie wszyscy muszą cię lubić"; jak to
zrozumiałam, to jest mi naprawdę lżej;
6) nie odkładać na później.
Dobrego 2016 roku! Tzn. tych niecałych 11 miesięcy z 2016 ;)
AKr
|
Bieszczady | |