W jeden weekend zdążyłam bawić się na koncercie Olka
Klepacza i Formacji Nieżywych Schabuff w Lublinie, zdążyłam skosztować pyszności i
poszaleć z rodzicami podopiecznych Fundacji Oswoić Los, zdążyłam otworzyć buzię
ze zdumienia na widok umięśnionych tancerzy Teatru Roma, wywijających (i
robiących szpagaty w powietrzu) w spektaklu „Mamma Mia”, zdążyłam wysłuchać rozmowy
z pisarką Zadie Smith, autorką „Białych zębów” i „O pięknie”, stojąc w upale w tłumie miłośników literatury na Big Book Festival, zdążyłam zjeść pyszną kolację u dawno niewidzianych znajomych i dowiedzieć się, jak czyścić filtr w
pralce (i gdzie go szukać…), zdążyłam poleżeć w Łazienkach na trawie i poczytać
książkę, zdążyłam spędzić szaloną niedzielę z mymi wszystkimi (to znaczy całymi
dwiema) siostrami, dając się namówić na niezliczoną ilość zdjęć (ech, to młode
pokolenie…), zdążyłam wypić kawę z widokiem na jedne z najurodziwszych i tajemniczych
kwiatów (czytaj: bratki) oraz z widokiem na Komendą Główna Policji i siedzibę
CBŚ, zdążyłam wytańczyć się i wyskakać na koncercie Metronomy, zdążyłam wykrzyczeć
„fire, fire, fire” na koncercie Bastille oraz niemal wyjść z siebie z podziwu
dla umiejętności i mocy zespołu MUSE. Zdążyłam oberwać łokciem od fanki Muse i wykrzyczeć
„They will not force us, They will stop degrading us, They will not control us,
We will be victorious”.
Nie zdążyłam posprzątać w domu.
Nie milkną echa kampanii Fundacji Mamy i Taty pod hasłem „Nie
odkładaj macierzyństwa na potem”. Ludzie narzekają na treść przekazu, na
wzbudzanie poczucia winy, na odwrócenie się od wolnego wyboru, na brak realnego
powiązania kiepskiej sytuacji gospodarczej Polski, a co za tym idzie
materialnych i zawodowych problemów wielu polskich rodzin, z decyzją o
posiadaniu dziecka, itp., itd. Inni mówią, że kampania się udała, skoro narobiła
szumu i jest o niej głośno, bo przecież celem kampanii społecznych jest żeby się
o nich mówiło.
Co mi w tej kampanii przeszkadza?
Że jest w niej tylko kobieta.
Nie ma mężczyzny, który mógłby być ojcem, nie ma mężczyzny, który by podjął z
nią decyzję o posiadaniu dziecku. Jest tylko kobieta. I decyzja o posiadaniu
dziecka porównana do odpoczynku w Paryżu, kariery zawodowej i wybudowania domu.
Kobieta zdążyła to i tamto, ale dziecka nie zdążyła sobie sprawić… No właśnie, naprawdę
o to chodzi? Żeby tylko urodziła dziecko? Przecież dziecko powinno mieć rodzinę…
Jeśli za chwilę Fundacja Mamy i Taty nie wypuści kolejnego spotu,
w którym będzie facet mówiący „Zdążyłem bzyknąć milion lasek, zdążyłem wypić
litry piwa, zdążyłem kupić sobie superbrykę. Nie zdążyłem zostać tatą”, to
zapytam: o co chodzi w polityce prorodzinnej?