Andrzej Chyra i AKr (fot. M.Trembecki) |
Wydawało mi się, że wiem dużo o niepełnosprawnościach.
Wydawało mi się, że skoro znam ludzi poruszających się na wózkach, niewidzących, niedosłyszących, głuchoniewidomych i których dopadły różne choroby, to historia bohatera filmu „Carte blanche” nie zrobi na mnie wielkiego wrażenia.
Wydawało mi się.
Na początku poznajemy 45-letniego Kacpra Bielika, nauczyciela
historii w lubelskim liceum. Wiedzie spokojne życie. W dzień praca, w nocy
obserwowanie nieba przez lunetę. Mieszka z matką. Nagle (czy z jego winy?) w
wypadku samochodowym ona ginie i on zostaje zupełnie sam. Bo nawet szkolna
klasa i gwar na korytarzach nie są w stanie zapełnić życiowej pustki. Tak, jest
wieloletni przyjaciel (w tej roli genialny Arkadiusz Jakubik), który chce
trzymać Kacpra w pionie jednocześnie nie pozwalając mu odlecieć od rzeczywistości,
ale dla Kacpra to za mało. I trudno mu się dziwić. Utrata bliskiej osoby, jedynej
albo jednej z najbliższych, boli. Ale los jest jeszcze bardziej okrutny. Kacper
dowiaduje się, że uaktywniła się u niego choroba, której efektów cofnąć się nie
da. Zwyrodnienie barwnikowe siatkówki (Retinitis Pigmentosa). Zaczyna widzieć coraz
mniej. I zaczyna się martwić coraz bardziej. Czy da sobie radę? Czy z taką
chorobą da się żyć? Czy nie wyrzucą go z pracy?
Po drodze zakochuje się w koleżance. Przypada mu wychowawstwo w klasie maturalnej. Mając dobry kontakt z uczniami próbuje pomóc paru łobuzom. I po chwili załamania postanawia zacząć grę w udawanie. Może nikt nie zauważy, że choroba postępuje? W końcu jest dobrym nauczycielem.
Po drodze zakochuje się w koleżance. Przypada mu wychowawstwo w klasie maturalnej. Mając dobry kontakt z uczniami próbuje pomóc paru łobuzom. I po chwili załamania postanawia zacząć grę w udawanie. Może nikt nie zauważy, że choroba postępuje? W końcu jest dobrym nauczycielem.
Gdy spytałam Andrzeja Chyrę, jakiego Kacpra w jego wydaniu
zobaczymy na ekranie, usłyszałam:
- Zobaczymy człowieka ludzkiego. Człowieka z krwi i kości,
człowieka z pasją, przerażonego, który walczy o swoje, który się poddaje...
I właśnie taką historię w filmie mamy – upadki i wzloty, pesymizm
i optymizm. Ludzka, poruszająca opowieść. I to robi wrażenie.
Mimo wszystko film daje nadzieję: że można wyjść z
problemów, że trzeba liczyć na przyjaciół, że nie wolno się poddawać. I to
najpiękniejsze przesłanie filmu.
Choć pewnie mocno
konserwatywni i religijnie widzowie powiedzą, że nawet w dobrej intencji kłamać
nie wolno. Nic a nic. A może są wyjątki?
Andrzejowi Chyrze
trudno nie uwierzyć. Gra w punkt. Nie szafuje gestami czy teatralnymi
monologami. Nie macha, prawie nie krzyczy, tylko raz czy dwa przeklnie. Ale
jest wiarygodny. Ma to coś w spojrzeniu, w ruchach głowy, w zamyśleniu, w
milczeniu. Ekranowy duet Chyra – Jakubik wypada bardzo wiarygodnie. Mamy zażyłość dwóch mężczyzn, zmagających się
z różnymi problemami, ale od lat się wspierających. Do tego idealna w roli
dyrektorki szkoły Dorota Kolak i – w małej, ale ważnej roli – Wojciech
Pszoniak. Śliczna Urszula Grabowska i zdolni młodzi aktorzy jako uczniowie. I
uroczy Lublin, który na dużym ekranie wypada naprawdę pięknie. Aż miło rozpoznać
ulicę Okopową i Szopena z lotu ptaka, zakamarki na Olejnej, Ogród Saski,
warzywniak koło KUL-u, widok nocą na zamek z Placu po Farze. I trolejbusy ;)
Takiego obrazu Lublina w filmie rzeczywiście dotąd nie było.
Czy „Carte blanche” ma jakieś wady? Jak na dramat obyczajowy
jest filmem z ciekawą fabułą, poruszającym, wystarczająco działającym na nasze
emocje poprzez historię i okoliczności. Jesteśmy w stanie utożsamić się z
cierpieniem bohatera, choć większość z nas aż takich życiowych problemów nie
miała. Wadą filmu w moim odczuciu jest zbyt mała siła punktów zwrotnych. Oprócz
wspomnianego wypadku samochodowego (tu nie zdradzam fabuły, bo informacja ta
jest choćby w materiałach prasowych i relacjach z planu zdjęciowego) widz wie,
że choroby się nie powstrzyma. Z podawanych przez media informacji wiemy też, że
postać Kacpra inspirowana jest prawdziwym życiem lubelskiego nauczyciela Macieja
Białka. Możemy tylko zastanawiać się, co będzie z Klarą, co z Madejskim, co z
polonistką i co się stanie, gdy tajemnica Kacpra się wyda. I nawet sytuacje w
gabinecie dyrektorki czy po telefonie ucznia zaskakujące nie są. Ale brak mocno
zarysowanych punktów zwrotnych jest (jak zauważyła znajoma) wadą wielu polskich
produkcji.
Ładne zdjęcia, udany montaż, nienachalna muzyka, dowcip w
dialogach – to atuty. A minusem niech będą jeszcze… kostiumy. Wyciągnięte
swetry, garsonki i kiepski makijaż nauczycielek? Naprawdę? Moim zdaniem
nauczycielki to jedna z najlepiej ubranych grup zawodowych w Polsce. Nawet
jeśli stylistyka ta nie jest mi najbliższa, to podziwiam kolorystycznie dobrane
zestawy, dodatki i pomalowane paznokcie. A, no i jakoś wierzyć się nie chce, że podczas
rady pedagogicznej nauczyciele zmieścili się przy paru stolikach i że aż tak
zazdrościli nagłego wychowawstwa Kacpra. W tym miejscu pozdrawiam moje koleżanki
z II LO im. K.K.Baczyńskiego w Świdniku! ;)
A na film „Carte blanche” trzeba wybrać się obowiązkowo.
AKr
już mam bilety, już nie mogę się doczekać! ;)
OdpowiedzUsuń