8:50
Trzy kobiety w aucie.
-Tu w lewo – mówi K. do Ma.
-Wiem, wiem. Przecież sama ci wcześniej tłumaczyłam, którędy najlepiej jechać – roześmiała się Ma.
-No skręcaj!
-Ale tamten ma pierwszeństwo.
-Nie no, jedzie tak powoli, jakby chciał, a nie mógł…
-No tak, baba! – skomentowały niemal jednocześnie K. i Ma.
9:10
-O, i ja tu zostaję, a wy idźcie na jakieś zakupy.
Sklepy pozamykane. Jedyny otwarty – spożywczy. Spacerujemy, choć wieje coraz bardziej.
Obok – cukiernia „Aga”. Parę metrów dalej – sklep odzieżowy „Aga”.
-Widać, kto rządzi na dzielnicy, prawda? –prawi z dumą Agnieszka.
9:17
-To może taką zieloną? – sprzedawczyni podsuwa kolejną bluzkę.
-To nie mój fason – marudzi Ma. –A w tej jak wyglądam? – pokazuje się nam w granatowej bluzce z białą, wijącą się u szyi obwódką.
-Ładnie! – odpowiadamy.
-Ale tu mi wszystko wystaje, materiał obciska fałdki, podkreśla tłuszczyk… - skubiąc się w okolicach pasa żali się Ma.
-Wie pani – mówi sprzedawczyni – w naszym wieku to już tak jest… A może taka koszula w kratę? Teraz są bardzo modne. Może dla córki? –prezentuje mi wieszak.
-Oj, chyba nie… - próbuję delikatnie się wymigać.
-No tak, mamy tu rzeczy dla pań, a nie dla młodych dziewczyn – kwituje Najmilsza Sprzedawczyni pod Słońcem.
Z wdzięczności za komplement kupuję dwie pary majtek. W kwiatki i motylki. W dodatku – płaci Ma.
-Wybieraj. Kupiłam dwie bluzki, stać mnie jeszcze na majtki – mówi Ma. dumnie dzierżąc w dłoniach portfel. –Zakupy zrobione, człowiekowi od razu lepiej. To będzie dobra sobota.
9:37
-I co powiedział dentysta?
-Zdjął szwy i stwierdził, że opuchlizna i porażenie mogą długo nie schodzić. A ja nie czuję połowy buzi i języka.
-Ale powiedziałaś, że tak nie możesz pracować?
-No oczywiście! Mówię mu, że tak nie może być, że to moje narzędzie pracy! A on na to ze zdumieniem: język?
9:39
-Dał ci zwolnienie? - pytam.
-Nie - odpowiada K. - Nie ma umowy z NFZ-em.
-Żonaty? - zmienia rodzaj pytań Ma.
-Nie wiem.
-A miał obrączkę?
-Chyba nie...
-To może choć się z tobą ożeni w ramach rekompensaty...
10:30
-A on w jakim jest wieku? – dopytuje Ma.
-Nie wiem, tak jakoś po trzydziestce – odpowiada K.
-Czyli podstarzały… - zerkając w moją stronę z uśmiechem komentuje Ma.
11:12
-To idź, zapłać – mówi Ma. podając mi swój portfel i dopijając kawę z mlekiem.
-Nie, nie, ja zapłacę – odpowiadam.
-Nie, dziś ja – sprzecza się K.
-Nie wygłupiajcie się – ucina Ma, wciskając mi swój portfel.
Idę do kasy. Proszę rachunek. Otwieram portfel, a tam zdjęcie Ta., K., J., Kr., M…
-A mojego zdjęcia nie ma? Nie zmieściło się? Za gruba jestem?
Ma. i K. się roześmiały. Ekspedientka zlustrowała mnie od góry do dołu. Z poważna miną.
11:45
-Ej, ja już z nim nie mogę wytrzymać. Nie dam rady dłużej – M. skarży się na J.
-Ciesz się, że to twój brat, a nie mąż. Miałabyś przerąbane – skonstatowałam.
sobota, 15 marca 2014
środa, 12 marca 2014
Taksówkarka
- Poproszę na Kiepury 10, pierwsza klatka schodowa.
- Będzie do pięciu minut.
Wychodzimy przed blok. W powietrzu czuć wiosenny, przyjemny chłód. Gdybym tylko nie miała na sobie szpilek… W prawej ręce dzierżę torebkę, lewą przytrzymuję uporczywie spadający z mej głowy kaptur. K. za to w obu dłoniach trzyma pizzę. Z salami, pieczarkami i kukurydzą. Rozmiar mega. A właściwie jej połowę. Po głębszych oddechach, wymianie opinii dotyczących ledwie widocznych gwiazd i disco polo dobiegającego z zaparkowanego obok opla, podjeżdża taksówka.
- Przepraszam – mówi drobna, sympatyczna pani kierowca – przejechałam blok. Na poprzednim była ósemka, na kolejnym dwunastka, a tu dziesiątki nie ma.
- Nie szkodzi, czekaliśmy tylko chwilę. Na Skłodowskiej poprosimy.
- Już jedziemy. Miły wieczór Państwo mieli?
- Tak, sympatyczny, dziękujemy. Wolna niedziela, a pani w pracy…
- Często pracuję w niedziele, ale nie narzekam, lubię zwłaszcza nocne kursy. Inaczej się wtedy jeździ po mieście.
- Spójrzcie, jaki zabawny kierowca! – zakrzyknął nagle K. wskazując na stojący równolegle do nas na czerwonym świetle autobus MPK.
Wszyscy przechyliliśmy się w prawo, unosząc nieco i głowy, i wzrok.
Rzeczywiście, opierający się o kierownicę - jakby ze zmęczenia – mężczyzna miał dłuższe, siwiejące włosy. Fryzura a la mop do mycia podłóg albo…
- Wygląda jak hipis. Hipis kierowcą autobusu – parsknęła z rozbawieniem pani taksówkarka. –I ma coś z Gandalfa.
- W naszej pracy to nic dziwnego, ale wśród kierowców taki gość to chyba nietypowe – dodał ubawiony K.
- W Państwa pracy? A cóż to za miejsce? – pani kierowca spytała delikatnie.
- Yyyy… -Mhmmm… - oboje zaczęliśmy się jąkać, bo przecież nie wypada mówić, zwłaszcza obcym w taksówce, gdzie się pracuje. Jeszcze ktoś pomyśli, że się chwalimy?
- Przepraszam, nie chciałam być wścibska – zreflektowała się nasza przewodniczka.
Po delikatnym i miłym głosie już po pierwszych minutach jazdy mogliśmy ją określić kilkoma słowami, ale wśród nich nie znajdował się przymiotnik ‘wścibska’. Była sympatyczna, uprzejma, z poczuciem humoru i wydawała się wrażliwa. Chyba… nie jak przeciętny (proszę wybaczyć) taksówkarz.
- Nie, nie, skąd – zaczęliśmy się mitygować.
- Tak po prostu, lubię rozmawiać z pasażerami, poznawać nowych ludzi…
- Pracujemy w radiu.
- Naprawdę? – zareagowała z pozytywnym zdumieniem. – Czy mogę dopytać w którym?
- W Radiu XY.
- Naprawdę?? – wykrzyknęła po raz drugi. –To moja ulubiona stacja.
- Naprawdę??? – tym razem my wydukaliśmy zdziwieni.
- No tak, najczęściej słucham Radia XY właśnie gdy jeżdżę taksówką. Państwo sobie nawet nie zdają sprawy, jak ważne dla zawodowych kierowców jest radio. Nocą bez niego nie wyobrażam sobie jazdy. Słucham rozmów, czasem sięgam po telefon, ale jakoś tam mi niezręcznie… A muzyka! W nocy u Państwa często lecą takie romantyczne melodie… Tak się wtedy uśmiecham i myślę, że taką muzykę wybiera ktoś zakochany. A potem idzie coś ostrego i wówczas ho ho – myślę - ktoś się tu mocno zdenerwował.
- Wie Pani, po godzinie pierwszej muzyka idzie z komputera, ale…
- Tak myślałam, ale jednak. Radio tak bardzo wpływa na wyobraźnię… Chyba dojechaliśmy, prawda? – przerwała nagle, bo rzeczywiście dotarliśmy do celu.
- Dziękujemy bardzo. Ile płacimy?
- Już drukuję rachunek. Trzynaście złotych poproszę.
Po chwili odwróciła się, z dwudziestu złotych wydając dychę.
- Ale ja nie mam drobnych, żeby zwrócić te trzy złote… - Ja też nie – odpowiedzieliśmy szukając po kieszeniach. - Proszę zaokrąglić do piętnastu złotych.
- Nie, nie, proszę nie szukać, to drobiazg, a tylko tak symbolicznie mogę podziękować za miłą jazdę - odpowiedziała pani taksówkarka.
- Ależ nie, nie wypada… - zaczęłam przeszukiwać moją wielką torbę.
- Naprawdę, to była radość jechać z Państwem z mojego ulubionego radia. – w prawdziwą radością i wdzięcznością odrzekła pani.
- To może choć poczęstuje się pani pizzą? – zaproponował nagle K.
- A wie pan, że chętnie?
I tym miłym akcentem, w serwetki pakując dwa duże kawałki pizzy dla naszej rozmówczyni, pożegnaliśmy się wysiadając z auta. Do końca wieczora byliśmy pod wrażeniem. Bo taki kurs dla nas był bardzo miłym zaskoczeniem. Dobrze, że na świecie są jeszcze tacy otwarci, życzliwi i komunikatywni ludzie. Dobrze, że weekend może zakończyć się tak miłą niespodzianką.
- Będzie do pięciu minut.
Wychodzimy przed blok. W powietrzu czuć wiosenny, przyjemny chłód. Gdybym tylko nie miała na sobie szpilek… W prawej ręce dzierżę torebkę, lewą przytrzymuję uporczywie spadający z mej głowy kaptur. K. za to w obu dłoniach trzyma pizzę. Z salami, pieczarkami i kukurydzą. Rozmiar mega. A właściwie jej połowę. Po głębszych oddechach, wymianie opinii dotyczących ledwie widocznych gwiazd i disco polo dobiegającego z zaparkowanego obok opla, podjeżdża taksówka.
- Przepraszam – mówi drobna, sympatyczna pani kierowca – przejechałam blok. Na poprzednim była ósemka, na kolejnym dwunastka, a tu dziesiątki nie ma.
- Nie szkodzi, czekaliśmy tylko chwilę. Na Skłodowskiej poprosimy.
- Już jedziemy. Miły wieczór Państwo mieli?
- Tak, sympatyczny, dziękujemy. Wolna niedziela, a pani w pracy…
- Często pracuję w niedziele, ale nie narzekam, lubię zwłaszcza nocne kursy. Inaczej się wtedy jeździ po mieście.
- Spójrzcie, jaki zabawny kierowca! – zakrzyknął nagle K. wskazując na stojący równolegle do nas na czerwonym świetle autobus MPK.
Wszyscy przechyliliśmy się w prawo, unosząc nieco i głowy, i wzrok.
Rzeczywiście, opierający się o kierownicę - jakby ze zmęczenia – mężczyzna miał dłuższe, siwiejące włosy. Fryzura a la mop do mycia podłóg albo…
- Wygląda jak hipis. Hipis kierowcą autobusu – parsknęła z rozbawieniem pani taksówkarka. –I ma coś z Gandalfa.
- W naszej pracy to nic dziwnego, ale wśród kierowców taki gość to chyba nietypowe – dodał ubawiony K.
- W Państwa pracy? A cóż to za miejsce? – pani kierowca spytała delikatnie.
- Yyyy… -Mhmmm… - oboje zaczęliśmy się jąkać, bo przecież nie wypada mówić, zwłaszcza obcym w taksówce, gdzie się pracuje. Jeszcze ktoś pomyśli, że się chwalimy?
- Przepraszam, nie chciałam być wścibska – zreflektowała się nasza przewodniczka.
Po delikatnym i miłym głosie już po pierwszych minutach jazdy mogliśmy ją określić kilkoma słowami, ale wśród nich nie znajdował się przymiotnik ‘wścibska’. Była sympatyczna, uprzejma, z poczuciem humoru i wydawała się wrażliwa. Chyba… nie jak przeciętny (proszę wybaczyć) taksówkarz.
- Nie, nie, skąd – zaczęliśmy się mitygować.
- Tak po prostu, lubię rozmawiać z pasażerami, poznawać nowych ludzi…
- Pracujemy w radiu.
- Naprawdę? – zareagowała z pozytywnym zdumieniem. – Czy mogę dopytać w którym?
- W Radiu XY.
- Naprawdę?? – wykrzyknęła po raz drugi. –To moja ulubiona stacja.
- Naprawdę??? – tym razem my wydukaliśmy zdziwieni.
- No tak, najczęściej słucham Radia XY właśnie gdy jeżdżę taksówką. Państwo sobie nawet nie zdają sprawy, jak ważne dla zawodowych kierowców jest radio. Nocą bez niego nie wyobrażam sobie jazdy. Słucham rozmów, czasem sięgam po telefon, ale jakoś tam mi niezręcznie… A muzyka! W nocy u Państwa często lecą takie romantyczne melodie… Tak się wtedy uśmiecham i myślę, że taką muzykę wybiera ktoś zakochany. A potem idzie coś ostrego i wówczas ho ho – myślę - ktoś się tu mocno zdenerwował.
- Wie Pani, po godzinie pierwszej muzyka idzie z komputera, ale…
- Tak myślałam, ale jednak. Radio tak bardzo wpływa na wyobraźnię… Chyba dojechaliśmy, prawda? – przerwała nagle, bo rzeczywiście dotarliśmy do celu.
- Dziękujemy bardzo. Ile płacimy?
- Już drukuję rachunek. Trzynaście złotych poproszę.
Po chwili odwróciła się, z dwudziestu złotych wydając dychę.
- Ale ja nie mam drobnych, żeby zwrócić te trzy złote… - Ja też nie – odpowiedzieliśmy szukając po kieszeniach. - Proszę zaokrąglić do piętnastu złotych.
- Nie, nie, proszę nie szukać, to drobiazg, a tylko tak symbolicznie mogę podziękować za miłą jazdę - odpowiedziała pani taksówkarka.
- Ależ nie, nie wypada… - zaczęłam przeszukiwać moją wielką torbę.
- Naprawdę, to była radość jechać z Państwem z mojego ulubionego radia. – w prawdziwą radością i wdzięcznością odrzekła pani.
- To może choć poczęstuje się pani pizzą? – zaproponował nagle K.
- A wie pan, że chętnie?
I tym miłym akcentem, w serwetki pakując dwa duże kawałki pizzy dla naszej rozmówczyni, pożegnaliśmy się wysiadając z auta. Do końca wieczora byliśmy pod wrażeniem. Bo taki kurs dla nas był bardzo miłym zaskoczeniem. Dobrze, że na świecie są jeszcze tacy otwarci, życzliwi i komunikatywni ludzie. Dobrze, że weekend może zakończyć się tak miłą niespodzianką.
Subskrybuj:
Posty (Atom)