- Pani Agnieszka? Dzień dobry. To gdzie jedziemy?
I pojechaliśmy. Parę prostych, kilka skrzyżowań, pięć razy światła, 7 minut i 12,50 zł. I miła rozmowa.
- Miałem szczęście, bo akurat skończyłem kurs na Krochmalnej, zdążyłem się zameldować i już mnie wywołali. Nie, nie czekałem na panią. Jeszcze chwilę zajął mi podjazd tutaj. Szybko dostałem zlecenie, pani przyszła szybko, oby tak zawsze, cha cha cha. Że kurs też będzie szybki? Ale kawałeczek mamy do przejechania… Krótki kurs to ja wczoraj miałem. Z Ruskiej na Targową. Już na początku wiedziałem, że coś będzie nie tak, bo dziwnie się zachowywała. Jakaś młoda klientka, z zakupami, ale naprawdę dziwna.
Wsiada, nic nie mówi, szuka czegoś w torebce i nagle wypala: czego nie jedziesz? Ja na to, że czekam na informację, dokąd mamy jechać. Ona mówi, że przed siebie. Ja, że muszę wiedzieć, gdzie skręcić już na początku. Ona do mnie: na Zamość. I dalej czegoś szuka w torebce, sprawdza w telefonie. Nie mogła się gdzieś dodzwonić i kazała mi się zatrzymać. Stoimy, a licznik bije. Ona nagle: co się gapisz?!
Mówię pani, dziwnie jej z oczu patrzyło. Nerwowa taka była. I podała mi wreszcie nazwę jakiejś miejscowości. Wie pani, niby znam te miejscowości blisko Lublina, ale tej nie kojarzyłem w ogóle. Pytam, gdzie to dokładnie jest, a ona na to: „jak to nie wiesz gdzie?” Mówię więc, że sprawdzę na mapie, a ona że jak tak, to ona nie będzie ze mną jechała. I wysiadła. Drzwiami jeszcze trzasnęła. Ja spokojny człowiek jestem, wyluzowany taki. Ale otworzyłem drzwi i krzyknąłem, że torby zostawiła. Bo wie pani, na przednie siedzenie rzuciła jakieś reklamówki z zakupami. Wróciła, ale mówi, że mogę sobie wziąć te torby za kurs. A po co mi one? Jeszcze powie potem, że ukradłem? Nie chcę, mówię, ale choć z piątka za kurs by się przydała. Daleko nie ujechaliśmy, na liczniku wybiło 11 zł – bo tyle czasu zmitrężyliśmy stojąc i czekając nie wiem na co. Ale choć piątka, mówię. Ona na to, że chyba sobie żartuję. Wzięła torby i poszła. Nie, nie upominałem się, nie warto z takimi zaczynać. Lepiej z mądrym stracić, niż z głupim zyskać, jak to mówią. A! Potem się okazało, że ta miejscowość jest jednak za Zamościem.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem. – A myślałam, że panowie taksówkarze najtrudniej mają ze studentami?
- E, gdzie tam. Z nimi da się dogadać. Nawet jak wypiją, to jest dobrze, bo żartują, chcą rozmawiać. Gorzej z parami, co to się pokłócą i wciąż kłócą w taksówce. Alba jak żona jest zła na męża i na mnie się wyżywa. Pytam, którędy jedziemy, i podaję dwie alternatywne drogi, a ona obrażona: to nie wie pan, jak jechać? Wie pani, wolę zapytać, bo innym razem ma pretensje, że wybrałem inną trasę i krzyczy: czemu pan tędy jedzie? I widzi pani? Dopytam? Źle. Nie dopytam? Też źle. Kobietom to trudno dogodzić. Nawet w taksówce, cha cha cha.
Ale czasy się zmieniają. Teraz dużo wozimy dzieci, głownie gimnazjalistów do szkoły i ze szkoły. Coś dziś nie tak z tymi młodymi ludźmi. Wie pani, skoro rodzice zamawiają takiemu nastolatkowi auto do szkoły i z powrotem, a on jeszcze nie może zapamiętać adresu…
Znowu pokiwałam głową. – Podobno ciekawie panowie mają z zakupami na telefon? Do niedawna nie wiedziałam, że to możliwe.
- O, tego to ja nie lubię, bo najczęściej ludzie dzwonią z imprezy i chcą, żeby im dowieźć wódkę i jakieś jedzenie. Mamy specjalny cennik na takie zakupy. Ale zamówienia to nigdy nic pewnego. Jak w środku nocy dzwoni jakaś matka i trzeba kupić leki dla dziecka, to nie ma sprawy, ale bywa różnie. Raz zadzwonił pan z prośbą o zakupy w spożywczym. Sklep był blisko, to stwierdziłem, że już kupię. Podjeżdżam pod blok, a klient prosi, abym wjechał na dziewiąte piętro, bo niby chory. Otwierają się drzwi, staje facet w szlafroku, za nim kobieta też w szlafroku… Można się domyślać, co robili... Mówię pani, jak dzwonią z imprez i zamawiają alkohol i jedzenie, to zawsze jest ryzyko. Raz miałem kupić wódkę i pieczone kurczaki. Potem nikt nie odbierał telefonu i trzeba było te kurczaki zjeść. Bo jak tylko wódkę zamówią, to nawet gdyby zrezygnowali z zamówienia, to wódka zawsze może się przydać, cha cha cha.
I tak w miłej atmosferze minęło 7 minut.
- Pewnie przy kiosku, tak?
Lublin jest mały…
- Pieczątki pani zbiera? Dziękuję bardzo. Miłego wieczoru!
Może zmienię pracę? I wreszcie napiszę książkę. Albo będę częściej jeździć taksówkami.