-Tak jeżdżę codziennie, bo co mam robić? – opowiada mi kierowca Bolta w drodze do pracy. -Dzieci odchowane, na studiach, syn wyjechał z miasta, żona ma swoje sprawy, a ja dorabiam to tu, to tam. I wie pani, tu już nie chodzi o pieniądze, ale żebym się nie nudził.
Przytakuję. W końcu w życiu ważne jest też, żeby być użytecznym i nie siedzieć w czterech ścianach.
-Wyszedłbym czasem gdzieś na miasto, ale pić z kolegami to mi się za bardzo nie chce, bo za stary jestem – dodaje kierowca, a ja się uśmiecham. -No i nie ma co robić, bo w Lublinie nic się nie dzieje.
I tu mnie zmroziło.
Gdy słyszę, że „w Lublinie nic się nie dzieje”, to mam ochotę wziąć mówiącą to osobę za rękę i zaprowadzić na pierwszą z brzegu wystawę w galerii, na koncert czy na spotkanie autorskie. Ewentualnie wepchnąć do basenu.
|
Fot. Iwona Burdzanowska/FB |
Właśnie. Kiedy ostatnio byłeś w kinie? W teatrze lub filharmonii? Na wystawie? Debacie? Spotkaniu z pisarzem lub aktorem? O warsztatach nie wspomnę. Jeśli narzekasz na „brak czasu”, bo praca czy rodzina – rozumiem. Naprawdę. Sama pracuję w weekendy, a od dwóch miesięcy ciągnie się za mną remont, więc ukulturalnianie się mam nieco utrudnione. Jeśli mówisz, że teatr ci się nie podoba, książek nie czytasz, wieczorem nie masz z kim zostawić dzieci albo nie masz w co się ubrać – rozumiem. Ale nie mów, że w Lublinie nic się nie dzieje. Jeśli nie interesuje cię kultura, to są mecze, jakieś wykłady rozwojowe, warsztaty… Stoją baseny, korty tenisowe, nawet na rolkach można jeździć, pomorsować w Zalewie Zemborzyckim, a w ostateczności pobiegać (ponoć to lepsze, niż narzekanie że znowu maraton zablokował pół miasta, nie wiem, nie sprawdzałam i raczej nie będę :). Tylko nie mów, że w Lublinie nic się nie dzieje, że nie ma co robić…
Nie jestem przykładem osoby najaktywniejszej. W niedzielę – gdy już wrócę z pracy, najchętniej bym nie wychodziła z domu, tylko jadła, sączyła winko i czytała, z przerwą na drzemkę. Jednak gdy za rzadko wychodzę na zwłaszcza kulturalne wydarzenia, to mam poczucie, że marnuję czas. Jestem w tej uprzywilejowanej sytuacji, że z powodu radiowej pracy muszę, a raczej powinnam bywać tu i tam. Są tego minusy: wpadam z mikrofonem, zapytam o to i o tamto, a potem wracam do redakcji, bo muszę zmontować materiał i nie zostaję do końca koncertu czy wernisażu. Są sytuacje, gdy prowadzę dany koncert, więc nie dość, że nie płacę za bilet, to jeszcze mi płacą 😉 Minus? Koncert wysłuchany zza kulis nie jest w idealnej jakości. No, ale potem można sobie zrobić zdjęcie z Leszkiem Możdżerem 😉
|
fot. Joanna Łaska-Jarosz/FB DDK Czuby Południowe |
Niedawno zastanawiałam się nad jakimś dodatkowym kursem, może studiami, żeby mieć poczucie, że się wciąż rozwijam. Potem, w piątkowy wieczór, poszłam na spotkanie do Dzielnicowego Domu Kultury Czuby Południowe na spotkanie z Jarosławem Mikołajewskim, autorem głośnej reporterskiej książki „Wielki przypływ” (o uchodźcach docierających na Lampedusę) i – ostatnio wydanej – „Cień w cień. Za cieniem Zuzanny Ginczanki” (o fascynacji przepiękną poetką żydowskiego pochodzenia, która w wieku 27 lat, w 1944 roku, została przez Niemców stracona). Po kwadransie wyciągnęłam swój notesik, przywieziony z urlopu w Walencji, i zaczęłam notować. Bo to było spotkanie z niezwykle mądrym, wartościowym człowiekiem, który wie, co w życiu jest ważne, który barwnie opowiada, który znał Julię Hartwig i Wisławę Szymborską, który przytaczał zabawne i dające do myślenia anegdoty. Wyszłam oczarowana. Na spotkaniu było raptem ok. 20 osób.
|
Fot. Monika Czapka/FB Dom Słów |
W Domu Słów Ośrodka Brama Grodzka prowadziłam spotkanie z Sylwią Siedlecką, kulturoznawczynią, pisarką, autorką książki reporterskiej „Złote piachy” o Bułgarii, którą mocno ukształtowały zwłaszcza ostatnie dziesięciolecia, czas komunizmu. Rozmowa – jak i książka – była nie o samej historii, ale o ludziach z krwi i kości, o relacjach międzyludzkich, o pomnikach i cudach, o miłości i zdradach. Na spotkanie przyszło ok. 20 osób.
W Galerii Art Brut na wernisażach bywa nieco więcej widzów, ale i tak połowa z nich to podopieczni Fundacji Teatroterapia Lubelska, która prowadzi galerię (jedyną taką w Lublinie!).
W Cinema City na „Ikarze. Legenda Mietka Kosza” razem ze mną film oglądało ok. 15 osób (tu: bilety płatne).
|
Fot. Piotr Michalski/www Radio Lublin |
Dobrze, że choć na Narodowym Koncercie Listopadowym, na którym specjalnie dla Lublina skomponowany utwór zaprezentował mistrz Leszek Możdżer, sala Filharmonii Lubelskiej była wypełniona po brzegi (wejściówki były bezpłatne). W tym samym czasie w Radiu Lublin 40-lecie pracy artystycznej świętował fenomenalny gitarzysta Marek Raduli. Grał razem z wieloma przyjaciółmi, którzy zachwycili publiczność (zaproszenia rozeszły się błyskawicznie, ale koncert można wciąż oglądać na profilu Radia Lublin na FB).
Za nami, dopiero co zakończone, 23. Międzynarodowe Spotkania Teatrów Tańca z Kompanią Wayne’a McGregora na finał – hipnotyzujący spektakl (niesamowite, co potrafi ludzkie ciało!).
Za nami Cyrkulacje, na których popisywali się artyści nowocyrkowi. Za nami finał Antonina Campi Masterclass. Za nami spotkanie i wystawa zdjęć Roberta Pranagala. Za nami spotkanie z aktorką Grażyną Błęcką-Kolską. Za nami… Tak mogłabym wymieniać i wymieniać, a to tylko wydarzenia z ostatnich kilku tygodni.
Co przed nami?
Wieczorem (wtorek, 19 listopada) spotkanie z Pawłem P. Reszką wokół jego najnowszej książki „Płuczki. Poszukiwanie żydowskiego złota”, 21, 22 i 24 listopada zabawny spektakl w cyklu „Znani a nieznani” zatytułowany „Siedem Grzechów”, w którym wystąpi około stu aktorów - amatorów Lubelskiej Akcji Charytatywnej, w piątek 23 listopada w Studiu im. Budki Suflera Radia Lubin zagra Piotr Bukartyk z Ajagore, w tymże radiu 28 listopada w cyklu „Kryminalne czwartki” z czytelnikami spotka się Wojciech Chmielarz (w tym czasie dzieci można zostawić w sali obok pod opieką animatora), a o tej samej porze w Domu Słów o książce „Donikąd. Podróże na skraj Rosji” powie jej autor Michał Milczarek. Za cztery dni w Centrum Kultury rozpocznie się Lubelski Festiwal Filmowy, a wcześniej, za dwa dni, w cyklu „Dookoła świata” o Ameryce Południowej powie Michał Szczęśniak.
Wydarzeń jest naprawdę sporo, a duuuuża ich część – bezpłatna.
Dlatego nie mówcie mi, że w Lublinie nic się nie dzieje.
A jeśli, Drogi Czytelniku, zdenerwowały Cię moje słowa i ten ton, bo bywasz i korzystasz, to proszę o wybaczenie i mam nadzieję: do zobaczenia na ciekawym wydarzeniu 😉 Jak dobrze do kogoś pomachać, uśmiechnąć się, pogadać, a potem omówić koncert czy wystawę, poplotkować i wypić trochę wina.
PS Niebawem idę na… warsztaty robienia na drutach, to będzie zabawa 😉